Po "Siostry. O nadużyciach w żeńskich klasztorach" Moniki Białkowskiej sięgnęłam po obejrzeniu kilku wywiadów z autorką na YouTube. Swoimi wypowiedziami pani Białkowska wzbudziła moje zaufanie co do tego, że podeszła do tematu w sposób rzetelny - sama chcąc zgłębić temat tak by nie zakrzywić rzeczywistości, ale też zachować szacunek do swoich rozmówczyń. I powiem Wam, że czytanie wywiadów z poszczególnymi kobietami było dość osobliwym, a momentami dość przerażającym doświadczeniem. To niesamowite z jak wiele razy mogłam się utożsamić z jakimiś doświadczeniami bohaterek tej książki - nawet pomimo tego, że nigdy nie byłam nawet postulantką. Wiele ich przeżyć było mi bardzo bliskich, bo sama doświadczałam czegoś podobnego. Tak jak część z bohaterek książki mam za sobą doświadczenia w takich wspólnotach jak Oaza czy Neokatechumenat. Poza tym jestem jeszcze z tych czasów, w których dość popularny był leksykon zgromadzeń żeńskich, który przeglądałyśmy z koleżanką (ta już była jakiś czas siostrą zakonną), i który był dla nas ogromną inspiracją, a także na swój sposób źródłem wiedzy, które pozwoliło się wstępnie zorientować w temacie.
"Nie ma w klasztorze możliwości konfrontacji. Nie wpuszcza się nikogo, kto nie jest "swój". Nie dociera praktycznie żadna myśl z zewnątrz. Nawet spowiednik jest wybierany przez przełożoną. Każdy prywatny kontakt ze światem masz totalnie odcięty. Przez to, że jest to zamknięte środowisko, drobiazgi typu jabłko, śmietana czy zakładka na kocu naprawdę urastają do rozmiarów czegoś na miarę sensu życia, zaczyna się wydawać, że od nich zależy jeśli nie twoje zbawienie, to przynajmniej twoje dopuszczenie do ślubów. I na tej podstawie ocenia się czy masz powołanie."
Przypominając sobie ten cytat przeszło mi przez myśl, że w zakonach jest trochę jak w sektach - osoby, które tak żyją są odizolowane od świata zewnętrznego, a każdy aspekt ich życia jest kontrolowany, a nawet o najmniejszej rzeczy decydują przełożeni.
Kolejnymi fragmentami książki, które mnie jakoś uderzyły są m. in.:
Nie wiem czy w zakonnej "woli Bożej" w ogóle jest obecny Bóg i Jego wola. Myślę, że nie. Jest to pojęcie tak wyświechtane, nadużywane, ze Pan Bóg jest najwyżej daleko w tle. Możesz być osobą niewierzącą i zewnętrznie żyć tymi "wolami Bożymi", nakazami, zakazami... Naprawdę spotkałam niewierzące siostry, choć kiedyś wydawało mi się to sprzecznością.
~*~
W strachu, który tam panuje, traci się ludzkie odruchy. Głośno mówię, że to życie miało wszystkie znamiona sekty. Przemoc emocjonalna. Forsowanie swojej wizji z argumentem "woli Bożej". Odcięcie od świata zewnętrznego. Całkowita kontrola w najdrobniejszych rzeczach, w prywatności. I ostracyzm, kiedy odchodzisz.
Mam pozaznaczanych wiele takich fragmentów, jednak nie chcę Wam odbierać możliwości samodzielnego zgłębiania tematu, który wcale nie jest tak czarno-biały jakby mogło się wydawać.
A jeżeli jesteście zainteresowani innymi reportażami o podobnej tematyce to zapraszam Was, np. do poniższych notek:
- J. Kopińska, "Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie",
- Marta Abramowicz, "Zakonnice odchodzą po cichu",
- M. Abramowicz, "Dzieci księży. Nasza wspólna tajemnica",
- Artur Nowak, "Dzieci, które gorszą",
- "Irlandia wstaje z kolan", Marta Abramowicz,
- M. Wójcik, "Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu.",
- "Wąska ścieżka. Dlaczego odszedłem z Kościoła", S. Obirek, A. Nowak
- A. Nowak, M. Szewczyk - Nowak, "Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos",
- M. Wójcik, "W rodzinie ojca mego".
Mnie zakonne środowisko odrzuca, ale książkę chętnie przeczytam z czystej ciekawości.
OdpowiedzUsuńTematyka bardzo rzadko poruszana, a jednak niezwykle istotna, więc chętnie sięgnę po ten tytuł.
OdpowiedzUsuń