W przestworzach Internetu od dawna przewijały mi się recenzje książek Marcina Marcisza. Niewątpliwie przyciągały mnie tematyką, która wydawała mi się dość bliska.
Na początek znajomości z twórczością autora wybrałam "Znaki zodiaku", które chyba wciąż są jeszcze najnowszą powieścią autora.
Akcja powieści osadzona jest w Toskanii, gdzie grupa przyjaciół spędza wakacje w pięknej scenerii, w domu na wzgórzu. Pewnego dnia jeden z tymczasowych mieszkańców willi stawia reszcie karty Tarota, z których wyczytuje wróżbę, która zmienia wszystko.
Z opisu książki wynika, że "Znaki zodiaku" mają być historią zanurzoną we współczesności, która opowiada o grach z tożsamością, klasowych napięciach i pragnieniu nowego życia. Autor miał z lekkością wakacyjnej powieści zadawać pytania o miłość, przyjaźń i wielość naszych osobowości.
W tejże opowieści poznajemy Maksa - pisarza, który ma szansę otrzymać najważniejszą nagrodę literacką w kraju. Sławę przyniosła mu autobiograficzna trylogia, w której przedstawił swoje trudne dzieciństwo - wychowanie na wsi wśród przegranych transformacji, biedę, znój, dyskryminację, ojca alkoholika i matkę półanalfabetkę. Jest tylko jeden problem - ktoś twierdzi, że ta ckliwa historia społecznego awansu została kompletnie zmyślona.
Jego przyjaciółka Ida właśnie się zaręczyła. Jednakże praca w biurze tłumaczeniowym kompletnie ją wypala. Pewnego ranka w łóżku zostawia swojego partnera i wychodzi z domu, po czym błąka się po mieście bez celu, aż zgłasza się do szpitala psychiatrycznego, z którego wychodzi z półrocznym zwolnieniem lekarskim.
Pogubieni przyjaciele wyjeżdżają do włoskiej rezydencji wspólnej znajomej, gdzie spędzają wakacje. Upalna pogoda, piękna sceneria, dom na wzgórzu i dwa miesiące wakacji wydają się idealnymi warunkami, by odpocząć i wreszcie ułożyć sobie spójną wizję życia - lub też kompletnie ją zniszczyć.
"Znaki zodiaku" to książka, która stanowi dla mnie wyjście z mojej strefy komfortu. Jak wiecie na co dzień wolę m. in. fantastykę, a ostatnio moje życie zdominowała literatura dziecięca, którą czytam mojej córce. Jednak w skrawkach wolnego czasu, które w miarę możliwości wyrywam życiu podczytywałam m. in. właśnie tę książkę.
"Znaki zodiaku" to książka, która stanowi dla mnie wyjście z mojej strefy komfortu. Jak wiecie na co dzień wolę m. in. fantastykę, a ostatnio moje życie zdominowała literatura dziecięca, którą czytam mojej córce. Jednak w skrawkach wolnego czasu, które w miarę możliwości wyrywam życiu podczytywałam m. in. właśnie tę książkę.
Już od początku jest wiadomo, że ta książka ma być o Milenialsach (czyli poniekąd też o mnie, bo takowym jestem) ich rozterkach, poszukiwaniu tożsamości, walce z klasizmem i poczuciem beznadziei. Najbliższą postacią była dla mnie Ida, z którą najłatwiej było mi się utożsamić przez to z czym się boryka. Jednak to, ani kilka zgrabnie napisanych fragmentów nie uratowało tej, książki, która jak dla mnie jest zaledwie projektem/zarysem książki, która mogłaby być całkiem niezła - może wręcz poruszająca i zmuszająca do zastanowienia się nad pewnymi kwestiami. Jednak mam wrażenie, że wszystkie tematy, które podejmuje autor w tej książce są potraktowane po macoszemu - tak samo jak poszczególne postaci. I to właśnie dlatego moim zdaniem jest to jedna z tych książek, o których zapomina się wraz ze skończeniem czytania ostatniej strony.
"Znaki zodiaku" to bardzo przeciętna powieść, która rozmywa się w oceanie świetnych historii, które nie dają o sobie zapomnieć. Autor oddaje w ręce czytelnika historię grupki Milenialsów, która jest opowiedziana w bardzo podawczy sposób, chociaż opatrzona kilkoma całkiem ładnymi cytatami. Jednakże za jakiś czas w mojej pamięci nie zostanie nic z tej książki - może jedynie ulotne wrażenie przeciętności i tego, że nie warto do niej wracać. "Znaki zodiaku" to na tyle lekka historia, że spokojnie można zabić nią czas siedząc w kolejce do lekarza czy jadąc autobusem czy pociągiem z punktu A do punktu B - tylko z drugiej strony zastanawiam się po co, skoro jest tyle innych dużo ciekawszych książek do przeczytania, po które można sięgnąć w takiej sytuacji.
Szczerze mówiąc czuję się zawiedziona i mam poczucie zmarnowanego czasu i pieniędzy jeżeli chodzi o czytanie tej książki - tym bardziej, że w tym przypadku swój czas i pieniądze mogłam spożytkować dużo lepiej.
Raczej nie sięgnę, pozdrawiam, zawiesiłem blogowanie u siebie, jeszcze jakiś czas będę z kolei na Instagramie, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za szczerość w recenzji. Teraz wiem, żeby nie czytać tej książki.
OdpowiedzUsuńOj, szkoda, że książka cię zawiodła. Ja póki co nie mam jej w planach.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka nie spełniła Twoich oczekiwań. Ja jej nie czytałam i raczej nie mam w planach.
OdpowiedzUsuńNawet nie miałam jej na szczęście w planach.
OdpowiedzUsuńJa też czułam się zawiedziona, bo spodziewałam się zupełnie czegoś innego.
OdpowiedzUsuńToskania.....
OdpowiedzUsuń