Wśród labiryntów literackich, gdzie wyobraźnia splata się z rzeczywistością, "Pawana" autorstwa Keith Roberts staje się nie tylko powieścią, ale i lustrem, w którym odbijają się najciemniejsze zakamarki ludzkiej natury oraz tragiczne konsekwencje absolutnej władzy. Autor, w mistrzowski sposób, tworzy alternatywną rzeczywistość — świat, w którym w roku 1588 królowa Elżbieta ginie, a wraz z nią umiera nadzieja na nowoczesność i postęp. Tak rozpoczyna się historia, która wciąga czytelnika w wir wydarzeń, w którym przeszłość i przyszłość splatają się w mrocznym tańcu.
W "Pawanie" Roberts nie tylko przenosi nas w czasy, w których Kościół rzymskokatolicki sprawuje absolutną władzę, ale także zadaje fundamentalne pytania o naturę władzy i jej wpływ na społeczeństwo. Zadziwiające jest, jak autor potrafi zbudować świat, w którym ludzkość, mimo iż znajduje się w drugiej połowie XX wieku, utknęła w epoce przemysłowej. Techniczne innowacje, które mogłyby zrewolucjonizować życie, są wciąż w sferze marzeń, a mieszkańcy tego uniwersum wciąż tkwią w monotonii zajęć rzemieślniczych i rolniczych.
Każdy rozdział "Pawany" jest osobną opowieścią, niezależną, a jednak splatającą się w jedną całość. Roberts z niezwykłą precyzją ukazuje różnorodność postaci, które na pierwszy rzut oka wydają się od siebie odległe, a jednak każda z nich wprowadza nas w głąb tego dziwnego i brutalnego świata. Mamy tu do czynienia z ludźmi, którzy w obliczu dominacji Kościoła walczą o własne miejsce, o własne marzenia, o prawo do bycia sobą. Każda historia jest jak oddzielny kamień w mozaice, która układa się w obraz opresji, hipokryzji i brutalności.
Wielką siłą "Pawany" jest zdolność autora do obrazowego przedstawienia tego, co niewidoczne. Roberts maluje słowami obrazy, które zapadają w pamięć — ściany kościołów, które zdobią nie tylko witraże, ale przede wszystkim cienie grzechu i hipokryzji; pola uprawne, które zamiast plonów rodzą strach i posłuszeństwo. Jego proza jest gęsta od metafor, a każdy akapit zdaje się pulsować życiem.
Z perspektywy współczesnego czytelnika, "Pawana" staje się nie tylko krytyką Kościoła Katolickiego, ale i uniwersalnym przesłaniem o limicie władzy. Roberts ukazuje to, do czego może prowadzić absolutna dominacja, jak łatwo można zniszczyć ducha człowieka, wprowadzając w życie zasady, które zamiast przynosić pokój, sieją strach. W miarę jak rozwija się fabuła, czytelnik staje się świadkiem brutalnych praktyk, które mają na celu utrzymanie kontroli. Autor sprawnie dawkuje nam informacje o świecie i powoli wprowadza nas w jego meandry. Na początku poznajemy historię, w której władze Kościoła rządzą twardą ręką i decydują o wszystkim, jednak nie opisuje żadnych przejawów buntu. Jednak z każdą kolejną opowieścią poznajemy różne odmiany buntu od tych subtelnych po te bardziej bezpośrednie i krwawe. Jednak zauważamy też, że zduszone przez Kościół wierzenia i zwyczaje niekoniecznie poszły w zapomnienie. Jeżeli chodzi o różne przejawy buntu to wszelkie dążenia do wolności stają się niebezpieczne, a ich nosiciele — potencjalnymi wrogami. I nie mam tu na myśli wyłącznie otwartych przejawów buntu i ich konsekwencji - takich jak w ostatnim rozdziale, ale tu Kościół dusi w zarodku najmniejszy nawet subtelny objaw buntu i indywidualności. W tym wypadku duchowni katoliccy zasłaniają się m. in wersetem z Bibli: Nie pozwolisz żyć czarownicy. (Wj. 22,17). Dodatkowo w świecie wykreowanym w powyższej powieści to papież i księża wydają pozwolenia na wszelakie innowacje - a te przeważnie nie są wydawane, z obawy przed tym, że mogłyby zagrozić pozycji i władzy kościoła. Swoją drogą odnoszę wrażenie, że władze Kościoła do dzisiaj boją się wszelakiego rozwoju i chyba dlatego pewne wydarzenia z powyższej powieści tak do mnie przemówiły.
W "Pawanie" Roberts nie unika trudnych tematów, takich jak fanatyzm religijny, nietolerancja czy prawa kobiet. Obraz Kościoła, jaki wyłania się z kart tejże powieści, jest przerażający i pełen sprzeczności. Z jednej strony mamy do czynienia z instytucją, która obiecuje zbawienie, a z drugiej — z brutalnym narzędziem opresji, które nie waha się sięgać po przemoc, aby utrzymać swoje wpływy. W każdej postaci, w każdej opowieści kryje się echo tego konfliktu, które czyni tę historię nie tylko literackim dziełem, ale również głosem sprzeciwu wobec wszelkiej tyranii.
Warto zwrócić uwagę na stylistykę Roberts'a, która jest jednocześnie elegancka i surowa. Jego język jest pełen poetyckich fraz, które zapadają w pamięć i skłaniają do refleksji. Autor nie boi się używać bogatej symboliki, która nadaje głębi poszczególnym historiom, a także całemu uniwersum wykreowanemu na kartach "Pawany". Każdy rozdział jest jak osobny obraz, który można podziwiać, badając detale, które składają się na jego całość. Dodatkowo w tej historii wybrzmiewa również to, że starzy bogowie niezupełnie dali się zepchnąć w zapomnienie - wręcz przeciwnie, są i nie zamierzają dać o sobie zapomnieć. To sprawiło, że przypomniałam sobie, że przecież faktycznie Kościół Katolicki odarł wiele narodów z ich tożsamości i kultury - w tym również nas Polaków. Dla mnie w tej powieści starzy bogowie są nadzieją na zmiany, które są bliżsi ludziom i przede wszystkim są zapowiedzą upadku Kościoła.
Należy przyznać, że Roberts nie tylko opowiada historie, ale także zmusza czytelnika do myślenia, do szukania odpowiedzi na trudne pytania, takie jak: Jak wiele można poświęcić dla idei? czy Jak daleko może sięgać ludzka wyobraźnia, kiedy w grę wchodzi władza? "Pawana" staje się przestrzenią, w której te pytania znajdują swoje miejsce, a odpowiedzi nie zawsze są oczywiste. Jednakże autor świetnie obrazuje to jakby mogła wyglądać nasza współczesność, gdyby Kościół Katolicki zdobył taką władzę, jak w opowieści zawartej w tejże książce. Autor w dość subtelny i jednocześnie dosadny sposób przypomina nam o najmroczniejszych przewinieniach Kościoła - inkwizycji, brutalnym trzymaniu władzy, przyzwoleniu na niewolnictwo, działaniu przeciw prawom człowieka czy wstrzymywaniu postępu z obawy o utratę władzy.
Podsumowując, "Pawana" to nie tylko zwykła powieść, to wielowarstwowe dzieło, które skłania do refleksji nad naturą władzy, religii i człowieczeństwa. Keith Roberts w mistrzowski sposób łączy w sobie fikcję z rzeczywistością, tworząc świat, choć odległy, niesie w sobie uniwersalne prawdy dotyczące naszej egzystencji. Myślę, że w dzisiejszych czasach ta książka powinna być lekturą obowiązkową dla każdego świadomego człowieka. Osobiście widziałabym ją nawet na liście lektur w szkole średniej, z tego względu, że mogłaby być przyczynkiem do burzliwej aczkolwiek ciekawej i wartościowej dyskusji.
"Pawana" nie jest łatwą książką. Są ludzie, którzy nie dostrzegają w niej sensu i za bardzo nie widzą powiązania pomiędzy poszczególnymi historiami. Możliwe, że dzieje się tak dlatego, że wielu z nas nie jest przyzwyczajonych do odbioru ambitnych dzieł, przy których trzeba wysilić się intelektualnie. W czasach, w których kulturę, a więc i książki zwyczajnie się konsumuje jesteśmy przyzwyczajeni do dzieł, które zwykle możemy pochłonąć na szybko i bez większej refleksji. Dlatego powyższą książkę polecam szczególnie tym z Was, którzy mają ochotę na coś ambitniejszego, co zmusi do zastanowienia się nad zastanym światem. Jednakże wysiłek włożony w przeczytanie tejże książki może sprawić, że czytelnik zderzający się z treścią "Pawany" może dojść do zaskakujących wniosków, które niekoniecznie mu się spodobają.
To pozycja obowiązkowa dla mnie, wiedziałem już o tym czytając zapowiedź, pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńTo ciekawa publikacja otwierająca oczy na wiele spraw.
OdpowiedzUsuńFanatyzm religijny działa na mnie jak płachta na byka.
OdpowiedzUsuńChyba to zbyt ciężka książka jak dla mnie, ale wydaje się bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńChyba to zbyt ciężka książka jak dla mnie, ale wydaje się bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuń