Książki, których nie przestanę polecać. #5

 To już kolejna część z serii Książki, których nie przestanę polecać. Tworząc tę serię sama mam ochotę na powrót przynajmniej do niektórych z wymienianych przeze mnie książek i mam nadzieję, że uda mi się to w końcu zrobić. Jednak przejdźmy do rzeczy. 


"Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe" Louis Bayard


Są historie, po które sięgamy w ciemno - jedynie z grubsza wiedząc o czym są. A w przypadku "Bielma" wystarczyło mi nazwisko Edgara Allana Poe na okładce, której stylistyka zapowiadała cudowną opowieść w moich klimatach. 

Mamy rok 1890, a spokój październikowego wieczoru w Akademii West Point zakłóca odkrycie wiszącego ciała kadeta. Następnego ranka wychodzi na jaw, że ktoś wykroił serce ze zwłok. Dowództwo Akademii prosi o pomoc w przeprowadzeniu śledztwa Augustusa Landora, który przed przejściem na emeryturę wyrobił sobie pewną renomę jako śledczy nowojorskiej policji. Mężczyzna musi jednak zajmować się sprawą w tajemnicy, ponieważ skandal mógłby wyrządzić nieodwracalne szkody młodej jeszcze instytucji. Główny bohater znajduje pomoc u nieoczekiwanego sprzymierzeńca - emocjonalnego młodego kadeta ze skłonnością do alkoholu, dwoma tomikami poezji na koncie oraz mroczną przeszłością.

~*~

Po powyższą książkę sięgnęłam nie tylko ze względu na film, który chcę obejrzeć, ale przede wszystkim przez wzgląd na obietnicę mrocznej historii w gotyckim klimacie. I szczęśliwie się nie zawiodłam, bo autor snuje mroczną i duszną opowieść z zagadką kryminalną w tle, która od samego początku miała w sobie coś z historii o Sherlocku Holmesie. Mamy tu niewiele postaci, a co za tym idzie powyższą powieść czyta się jak dobry klasyczny kryminał, w którym każdy jest potencjalnym mordercą, a ten właściwie jest nam lepiej znany niż sądzimy. 

W tym przypadku zagadka kryminalna oraz jej rozwiązanie jest wystarczającą rekomendacją do przeczytania tejże książki. Bo w momencie, w którym zdaje się, że wiemy już wszystko pan Bayard zaskakuje nas plot twistem na sam koniec powieści. Jednakże czymś co świetnie uzupełnia tą historię są postacie dwóch głównych bohaterów oraz relacja, która się między nimi wywiązuje. Obaj z pozoru wydają się zupełnie różni, jednakże jeśli przyjrzeć się bliżej całkiem sporo ich łączy. I może to właśnie dlatego stali się dla siebie tak ważni, a to co dla siebie nawzajem znaczą jest dodatkowym atutem w tej całej historii. Poza tym mimo tego, że przez powyższą opowieść nie przewija się zbyt dużo postaci, to wiele z nich jest bardzo charakterystyczna co nadaje dodatkowego smaczku całej historii.

W dodatku "Bielmo. Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe" to swego rodzaju studium szaleństwa, a także historia o zemście i miłości. Właściwie jedynym minusem jest korekta, bo zauważyłam kilka błędów, ale na szczęście nie wyłapałam ich zbyt wiele, dzięki czemu nie drażniło mnie to zbytnio. 

W sumie czy muszę pisać coś więcej?

"Pięć. Nieopowiedziane historie kobiet zamordowanych prze Kubę Rozpruwacza.", Hallie Rubenhold


Fascynuje mnie historia XIX wieku. Szczególnie lubię Anglię za czasów panowania królowej Wiktorii. I im więcej wiem o tej epoce, tym bardziej mi się ona podoba - nie tylko ze względu na to co się wtedy działo, ale również (a może przede wszystkim) przez wzgląd na to jak bardzo podzielone było wtedy społeczeństwo. Jeżeli dodacie do tego moją fascynację Kubą Rozpruwaczem to zrozumiecie, że nie mogłam nie sięgnąć po poniższą książkę zatytuowaną "Pięć. Nieopowiedziane historie kobiet zamordowanych przez Kubę Rozpruwacza" autorstwa Hallie Rubenhold. 

Autorka wykonała kawał dobrej roboty tworząc książkę o ofiarach tego mordercy. Wprawdzie nie wiadomo ile dokładnie było ofiar Rozpruwacza to z pewnością znamy ich pięć z imienia: Polly, Annie, Elizabeth, Catharine oraz Mary-Jane. To pięć kobiet o różnych historiach życiowych. Są to kobiety, które pisały ballady, prowadziły kawiarnie, żyły w starych wiejskich posiadłościach... Pewnie nigdy się nie spotkały, ale w historii pozostaną zawsze razem, bo połączył je rok tragicznej śmierci (1888) i domniemany zabójca, którego legenda obrosła w większą sławę - sławę, o której one nie mogły nawet pomarzyć. 

Hallie Rubenhold dość dokładnie opowiada nam nie tylko o kobietach, które zamordował Kuba Rozpruwacz, ale również nieco o ich rodzinach i środowisku, w którym żyły. Z powyższej publikacji wyłaniał się obraz kobiet, które musiały się zmierzyć z trudną rzeczywistością i nauczyć cię radzić w naprawdę mocno kryzysowych i trudnych warunkach. Często ich sytuacja życiowa była dużo bardziej skomplikowana, niż moglibyśmy przypuszczać. A to, że autorce udało się dotrzeć do tak wielu informacji na temat tych kobiet jest naprawdę czymś imponującym. 

"Pięć. Nieopowiedziane historie kobiet zamordowanych przez Kubę Rozpruwacza" to jedna z najlepszych książek jeżeli chodzi o literaturę faktu, które ostatnio czytałam. Powyższa publikacja dostarczyła mi sporą dawkę wiedzy, dzięki czemu spojrzałam na epokę wiktoriańską z nieco inne perspektywy. Jednakże jeżeli nie lubicie historii i to miałoby Was zrazić do tej książki to niepotrzebnie macie jakiekolwiek obiekcje. To przede wszystkim historia o kobietach, które zostały ciężko doświadczone przez życie i radziły sobie tak jak mogły oraz o środowisku ludzi, które je naznaczyło piętnem kobiet lekkich obyczajów - bo tak po prostu było łatwiej. Tymczasem Hallie Rubenhold wyprowadza nas z bańki, w której być może do tej pory żyliśmy i sprawia, że zaczynamy rozumieć, że jest nie do końca tak jak myśleliśmy. 

Szkoda, że ta książka przeszła w blogosferze właściwie bez echa - bo po chwilowym poruszeniu w okolicach premiery jakoś tak o niej przycichło. Zupełnie nie wiem czemu - bo ta książka jest warta tego, żeby po nią sięgać i polecać ją innym. 

"Pieśn o Achillesie", Madeline Miller


Pieśń o Achillesie
Lubię baśnie, mity i legendy - szczególnie jak są opowiedziane na nowo, dzięki czemu zyskują nowe życie. Ciekawią mnie też powieści utrzymane w nurcie dark i light academia, o czym pisałam jakiś czas temu w poście pt. Dark academia w książkach. Lubię to. Dlatego też nie mogłam przejść obojętnie obok "Pieśni o Achillesie" autorstwa Madeline Miller .

W powyższej powieści znajduje się opowieść, którą teoretycznie wszyscy znamy i raczej nie powinna nas niczym zaskoczyć. Jednakże dzięki autorce możemy spojrzeć na Achillesa i jego historię z nieco innej strony, bo z perspektywy jego najbliższego przyjaciela. Otóż pod lśniącą zbroją bohatera znajdujemy nie tylko herosa, ale również człowieka z krwi i kości. Jest to też pieśń o najwspanialszym z bohaterów wyśpiewana przez jedną z najbliższych osób Achillesa. Okazuje się, że w powyższej historii obok okrucieństwa i siły znajduje się też miejsce na miłość i poświęcenie. W końcu tylko on może zapewnić Grecji wygraną w wyniszczającej i długiej wojnie, jednak zwycięstwo dopełni się dopiero wtedy, kiedy zginie. Zapowiedź tragedii nie opuszcza go ani na krok, przez co zarówno Achilles, jak i Patroklos żyją w jej cieniu. 

Jednakże "Pieśń o Achillesie" to coś więcej niż historia o wojnie, bohaterstwie i przeznaczeniu. To również - a może przede wszystkim historia o miłości, przyjaźni oraz ogromnym oddaniu. Jednak relacja między dwojgiem głównych bohaterów nie jest łatwa. W końcu Achilles jest najpiękniejszym, najsilniejszym i najbardziej utalentowanym z synów Grecji, który z czasem przeistacza się w największego bohatera swoich czasów. Tymczasem Patroklosowi brakuje nawet małej cząstki tego co ma Achilles. Jest wygnańcem - dziwnym, słabym i nic nieznaczącym. Mimo to pewnego dnia między nimi zadzierzga się nić przyjaźni. A kiedy Grecję obiega wieść o porwaniu do Troi pięknej Heleny, obaj mężczyźni są zmuszeni do tego, żeby zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem, które odnajdzie ich niezależnie od tego jak bardzo będą chcieli je oszukać.

~*~

Zabierając się za tę książkę dobrze wiedziałam czego się spodziewać. Już czytając pierwsze zdanie tej historii wiedziałam,  co się wydarzy oraz, że  dla Achillesa nie będzie szczęśliwego zakończenia -chociaż tu właściwie jest ono słodko-gorzkie. Droga, którą przeszłam podążając z Achillesem i Patroklosem pod Troję okazała się piękną oraz wzruszającą podróżą, za którą jestem bardzo wdzięczna autorce. Śledząc losy obu bohaterów i spoglądając na Achillesa oczami najbliższej mu osoby mogłam odkryć na nowo historię, którą tak dobrze znam. W dodatku zachwyciła mnie relacja między Achillesem a Patroklosem, która była pełna oddania, poświęcenia, lojalności, a przede wszystkim miłości doprawionej pożądaniem. To wszystko opowiedziane jest w piękny i pełen wyczucia sposób, który sprawił, że "Pieśń o Achillesie" stała się bardzo bliska mojemu sercu i w przyszłości pewnie nie raz do niej wrócę. Powiem Wam, że nie spodziewałam się tego jak bardzo zachwycę się miłością Patroklosa i Achillesa, i tego jak pięknie zostanie przedstawiona. I tak jak nie lubię wątków miłosnych w książkach, po które sięgam, tak w tej historii kupuję go w całości. W dodatku opowieść snuta przez Madline Miller to też opowieść o bogach, królach, honorze i odwadze, a cała otoczka związana z dwójką głównych bohaterów tylko nadaje jej charakteru i nadaje jej świeżości. 


Sięgając po powyższą powieść miałam wobec niej duże oczekiwania, jednak były one doprawione szczyptą strachu przed tym, że to co znajdę w "Pieśni o Achillesie" zwyczajnie mnie zawiedzie. I powiem Wam, że niepotrzebnie się bałam, bo okazało się, że bardzo polubiłam Achillesa i Patroklosa, których historia bardzo mnie wzruszyła i za którymi już zaczęłam tęsknić. 

To dzięki takim książkom jak ta zakochuję się nie tylko w retellingach znanych mi historii, ale również w literaturze pięknej, na którą otwieram się coraz bardziej. Zatem zapewne o tego typu powieściach będę pisać coraz częściej. 

Kiran Millwood Hargrave, "Kobiety z Vardø"


Kiran Millwood Hargrave, "Kobiety z Vardø",
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam na blogach "Kobiety z Vardø" pomyślałam, że to niekoniecznie coś dla mnie. Bałam się, że ta książka okaże się dla mnie zbyt banalna i kiczowata, przez co nie przypadnie mi do gustu. Jednak im więcej o niej czytałam tym bardziej miałam ochotę po nią sięgnąć, co w końcu zrobiłam.

Autorka przenosi nas do  siedemnastowiecznego 
Vardø, w którym podczas sztormu giną mężczyźni z wioski. Od tego momentu kobiety są zmuszone same zadbać o swój byt i wziąć na siebie również obowiązki mężczyzn. Zaczynają więc prowadzić jeszcze bardziej ciężkie i wymagające życie. Jednak żałoba i walka o byt to nie jedyne problemy mieszkanek tej małej miejscowości. Do Vardø ma przybyć komisarz, który jest znany z polowań na czarownice. Już w momencie, w którym mężczyzna przypływa na miejsce atmosfera wśród lokalnych mieszkańców zmienia się niemalże namacalnie. Wszyscy czują, że ich życie zmieni się już na zawsze - jedni chcą coś ugrać, a inni po prostu żyć jak najspokojniej; jednak wszystkich paraliżuje strach o  przyszłość i własne życie. Od tego momentu jesteśmy świadkami zmian, które zachodzą w tej małej społeczności oraz gęstniej z każdą stroną atmosfery. Małe nieporozumienia i niechęci przeradzają się w coraz większe konflikty oraz wzajemną nienawiść, co wywołuje podział lokalnej społeczności. Im dalej zagłębiałam się w tą historię, tym bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, że tu nie może być dobrego zakończenia - tym bardziej, że inspiracją do powstania książki były prawdziwe wydarzenia z Vardø, gdzie spalono na stosach niemalże 100 osób za czary i spółkowanie z diabłem. Mimo to mocno trzymałam kciuki za główne postacie, do których bardzo się przywiązałam.

Kiran Millwood Hargrave stworzyła niesamowicie klimatyczną, i piękna, choć duszną opowieść o stracie, sile kobiet, miłości, nadziei i walce o życie. Dodatkowo ukazanie zmian i procesów zachodzących w małych społecznościach oraz świetnie wykreowane postaci sprawiały, że ciężko mi było się oderwać od tej powieści - szczególnie w jej drugiej połowie. Poza tym wartości powyższej książce dodają te wszystkie subtelności zawarte w zachowaniu poszczególnych bohaterów i ich relacjach czyniąc całą historię niesamowicie poruszającą. Muszę Wam się przyznać do tego, że ta powieść momentami wzbudzała we mnie tak silne emocje, że musiałam ją na chwilę odkładać by ochłonąć.

 Tak jak już wiecie na początku miałam wiele obaw odnośnie tej książki, jednak dość szybko okazało się jak piękna, niesamowita i smutna jest to opowieść. To w jaki sposób się skończyła sprawiło, że długo nie mogłam się pozbierać i miałam kaca jeszcze cały następny dzień po jej przeczytaniu. O "Kobietach z Vardø" będę pamiętać jeszcze długo i chciałabym do nich jeszcze wrócić. Poza tym jeżeli wpadnie mi w ręce jeszcze jakaś książka tej pisarki to sięgnę po nią w ciemno.

~*~

Widzę, że tego typu posty wychodzą mi dość długie. Mam jednak nadzieję, że do porannej kawy będą idealne i wśród moich odbiorców znajdzie się ktoś, kto znajdzie wśród moich polecajek coś dla siebie. 

Komentarze

  1. Żadnej z tych książek nie czytałam, ale zapisałam sobie ich tytuły do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Żadnej z nich nie czytałam, więc może skuszę się w wolnej chwili na jakąś z tych propozycji.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Pięć..." czytałam. Wstrząsająca lektura! Mam jeszcze wielką ochotę na "Bielmo".

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam, ale na tyle mnie zainteresowaś, że chętnie poznam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Żadnej z nich nie znam, ale wszystkie mnie zainteresowały

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam "Pieśń o Achillesie" to książka zapadająca głęboko w serce ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam ,,Kobiety z Vardo" i dobrze wspominam tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. "Bielmo" i "Kobiety z Vardo" mam już od dawna w swoich czytelniczych planach, z kolei "Pieśń o Achillesie" mnie... znudziła. Zdecydowanie wolę "Kirke" tej autorki, choć z kolei wiem, że wiele osób właśnie ją uważa za nudniejszą ;).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

W związku z ustawą RODO o ochronie danych osobowych, informuję, że na tej stronie używane są pliki cookie Google oraz inne technologie do ulepszania i dostosowywania treści, analizy ruchu, dostarczania reklam oraz ochrony przed spamem, złośliwym oprogramowaniem i nieuprawnionym dostępem. Zostawiając komentarz wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych i informacji zawartych w plikach cookies.