Fantastyka jest jednym z moich ulubionych gatunków i od jakiegoś czasu coraz częściej czytam tego typu powieści. Ostatnio postanowiłam w końcu sięgnąć po "Nibynoc" autorstwa J. Kristoffa, której dość długo kazałam na siebie czekać. Na szczęście postanowiłam to zmienić i nie żałuję. Ale zacznijmy od początku...
Jay Kristoff zabiera nas do niezwykłego aczkolwiek brutalnego świata, który nieco rożni się od tego, który znamy. Na niebie widnieją trzy słońca, a w mroku kryją się bezwzględni mordercy służący Pani od Błogosławionego Morderstwa.
Na początku powieści poznajemy Mię, która jest świadkiem egzekucji ojca i później aresztowania matki. Sama cudem unika śmierci z rąk senatu oraz byłych towarzyszy ojca. Podczas ucieczki dar, którym jest obdarzona dziewczynka zaprowadza ją do drzwi emerytowanego mordercy, który przyjmuję Mię pod swoje skrzydła. Kilka lat później dziewczyna podejmuje naukę fachu u najbardziej niebezpiecznych zabójców w Republice i coraz bardziej zbliża się do swojego celu, którym jest zemsta za to co spotkało jej rodzinę.
Proza Kristoff'a kusiła mnie właściwie od lat, jednakże trochę się jej obawiałam. A to dlatego, że ja akurat jestem z tych osób, które zniechęcają się do danych książek, jeżeli mówi się o nich dużo... jakoś zawsze boję się, że zwyczajnie się zawiodę. I to głównie dlatego dość długo zwlekałam z sięgnięciem po trylogię, którą zaczyna "Nibynoc".
Jednakże okazało się, że już w trakcie czytania pierwszych rozdziałów moje wątpliwości zaczęły się rozwiewać. Okazało się, że momentami ironiczne poczucie humoru i cięty język autora bardzo mi odpowiadają, a historia, którą czytam ma szansę stać się jedną z moich ulubionych. Podczas lektury nie raz uśmiechałam się pod nosem, albo wręcz wybuchałam śmiechem. W dodatku dość szybko okazało się, że w "Nibynocy" znajduję wątki, które lubię i często miałam wrażenie, że autor podczas pisania pewnych scen czy tworzeniu bohaterów inspirował się innymi popularnymi powieściami. W Mii odnalazłam m.in. cząstkę Aryi z "Gry o tron", a wątek z zabójcami, którzy służą Pani od Błogosławionego Morderstwa dość mocno kojarzył mi się z Ludźmi bez twarzy. W przypadku "Gry o tron" miałam bardzo mocny niedosyt tego wątku, ale już "Nibynoc" wypełniła pustkę, którą zafundowała mi seria Georga R. R. Martina. Jednak w trakcie lektury miałam też więcej skojarzeń, chociażby z wątkami czy postaciami, które znalazłam w "Z mgły zrodzonym", serii "Mroczne Materie" czy w "Diunie". Jednak nie jest to czymś złym, bo przypuszczam, że na pewnym etapie tak to już tak jest, że skojarzenia z innymi powieściami zaczynają przychodzić same. Dlatego też wiele zależy od tego jak dany autor ogra konkretny motyw. A Jay Kristoff niewątpliwie zrobił to świetnie - a przynajmniej mi się podobało. W końcu "Nibynocy" znalazłam pełnokrwiste postaci, które nie udają kogoś kim nie są oraz potrafią postawić na swoim. A to wszystko jest podane w ciekawy, chociaż brutalny sposób.
Poza tym moim zdaniem kolejną zaletą tej historii jest również stworzenie systemu wierzeń oraz nazewnictwa pieniędzy i generalnie dbanie o szczegóły. Dzięki temu cała historia świetnie się czyta i ja osobiście nie dopatrzyłam się żadnych nieścisłości podczas czytania powyższej lektury. W dodatku jeżeli chodzi o "Nibynoc" to w przypadku zarówno tej książki, jak i kolejnych części bardzo ważne jest zwracanie uwagi na przypisy. W nich znajduje się nie tylko wytłumaczenie określonych rzeczy w tej historii, ale często również znajdziemy tam zabawny bądź też ironiczny komentarz autora - w sumie do tej pory zastanawiam się nad tym, jakie dźwięki wydają z siebie wielbłądy. ;)
W powyższej powieści znalazłam wciągającą historię, po którą sięgałam zawsze kiedy tylko miałam chociaż chwilę na czytanie. Bywało, że wspomagałam się audiobookiem, kiedy fizycznie nie mogłam sięgnąć po książkę, a miałam zajęte ręce i akurat nie robiłam czegoś, co wymagałoby ode mnie jakiegoś większego skupienia. Jednak mimo tego, że powyższa powieść okazała się dla mnie świetną rozrywką to nie jest to książka/seria dla wszystkich, ze względu na język, którym posługuje się autor oraz pikantne sceny czy też przemoc, która przewija się na kartach tejże powieści. Jest to zdecydowanie książka dla osób dorosłych, bo młody czytelnik na pewno nie będzie gotowy na wiele scen zawartych w tej historii.
Jak widzicie ta książka bardzo przypadła mi do gustu i zapewne dość szybko sięgnę po kolejne części. Jednak mając na uwadze tą historię pamiętajcie, że sięgacie po nią na własną odpowiedzialność.
~*~
Jednakże okazało się, że już w trakcie czytania pierwszych rozdziałów moje wątpliwości zaczęły się rozwiewać. Okazało się, że momentami ironiczne poczucie humoru i cięty język autora bardzo mi odpowiadają, a historia, którą czytam ma szansę stać się jedną z moich ulubionych. Podczas lektury nie raz uśmiechałam się pod nosem, albo wręcz wybuchałam śmiechem. W dodatku dość szybko okazało się, że w "Nibynocy" znajduję wątki, które lubię i często miałam wrażenie, że autor podczas pisania pewnych scen czy tworzeniu bohaterów inspirował się innymi popularnymi powieściami. W Mii odnalazłam m.in. cząstkę Aryi z "Gry o tron", a wątek z zabójcami, którzy służą Pani od Błogosławionego Morderstwa dość mocno kojarzył mi się z Ludźmi bez twarzy. W przypadku "Gry o tron" miałam bardzo mocny niedosyt tego wątku, ale już "Nibynoc" wypełniła pustkę, którą zafundowała mi seria Georga R. R. Martina. Jednak w trakcie lektury miałam też więcej skojarzeń, chociażby z wątkami czy postaciami, które znalazłam w "Z mgły zrodzonym", serii "Mroczne Materie" czy w "Diunie". Jednak nie jest to czymś złym, bo przypuszczam, że na pewnym etapie tak to już tak jest, że skojarzenia z innymi powieściami zaczynają przychodzić same. Dlatego też wiele zależy od tego jak dany autor ogra konkretny motyw. A Jay Kristoff niewątpliwie zrobił to świetnie - a przynajmniej mi się podobało. W końcu "Nibynocy" znalazłam pełnokrwiste postaci, które nie udają kogoś kim nie są oraz potrafią postawić na swoim. A to wszystko jest podane w ciekawy, chociaż brutalny sposób.
Poza tym moim zdaniem kolejną zaletą tej historii jest również stworzenie systemu wierzeń oraz nazewnictwa pieniędzy i generalnie dbanie o szczegóły. Dzięki temu cała historia świetnie się czyta i ja osobiście nie dopatrzyłam się żadnych nieścisłości podczas czytania powyższej lektury. W dodatku jeżeli chodzi o "Nibynoc" to w przypadku zarówno tej książki, jak i kolejnych części bardzo ważne jest zwracanie uwagi na przypisy. W nich znajduje się nie tylko wytłumaczenie określonych rzeczy w tej historii, ale często również znajdziemy tam zabawny bądź też ironiczny komentarz autora - w sumie do tej pory zastanawiam się nad tym, jakie dźwięki wydają z siebie wielbłądy. ;)
W powyższej powieści znalazłam wciągającą historię, po którą sięgałam zawsze kiedy tylko miałam chociaż chwilę na czytanie. Bywało, że wspomagałam się audiobookiem, kiedy fizycznie nie mogłam sięgnąć po książkę, a miałam zajęte ręce i akurat nie robiłam czegoś, co wymagałoby ode mnie jakiegoś większego skupienia. Jednak mimo tego, że powyższa powieść okazała się dla mnie świetną rozrywką to nie jest to książka/seria dla wszystkich, ze względu na język, którym posługuje się autor oraz pikantne sceny czy też przemoc, która przewija się na kartach tejże powieści. Jest to zdecydowanie książka dla osób dorosłych, bo młody czytelnik na pewno nie będzie gotowy na wiele scen zawartych w tej historii.
Jak widzicie ta książka bardzo przypadła mi do gustu i zapewne dość szybko sięgnę po kolejne części. Jednak mając na uwadze tą historię pamiętajcie, że sięgacie po nią na własną odpowiedzialność.
Świetna recenzja, ja mam dobre wspomnienia z fantastyki z okresu istnienia jeszcze IL 1. Czytałem mnóstwo Asimova, Lilianę Bodoc - Sagę o Rubieżach, mnóstwo książek z serii "Ender" Carda. Jeszcze się nad powyższą zastanowię, polecam tez "Rudą Sforę" Kossakowskiej - mam jej książkę w wersji papierowej. Pozdrawiam piątkowo - po kilku godzinach sprzątania, 9 minutach na zakupach, po 14.15 znów zakupy. I chyba mnie czeka aktywny fizycznie weekend :-) .
OdpowiedzUsuńAle super, że to taka wciągająca historia. Wtedy z przyjemnością pochłania się kolejne strony książki.
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie, ale wiem, komu mogłaby się spodobać. :)
OdpowiedzUsuńChyba ominął mnie szał na Nibynoc, ponieważ opinii na temat tej książki widziałam niewiele. Przyznam jednak, że po przeczytaniu Twojej nabrałam ochotę na tę lekturę. Muszę się za nią rozejrzeć i obiecuję, że przeczytam :)
OdpowiedzUsuńW takim razie mam nadzieję, że ta książka również Ci się spodoba. :)
UsuńJa niestety przegapiłam zakup trzeciego tomu i teraz nie wiem jak to się wszystko skończyło :)
OdpowiedzUsuńZdaje się, że teraz ostatni tom faktycznie jest ciężko dostępny. Ja na szczęście mam całą serię na półce, ale chyba na Legimi ta seria jest w całości, więc jak się uprzesz to jeszcze nic straconego. :)
UsuńNie dla mnie, ale cieszę się, że Ty jesteś na tak.
OdpowiedzUsuńDuuuuużo słyszałam raczej pozytywnie
OdpowiedzUsuńJa też i właśnie dlatego postanowiłam sprawdzić czy mi też się spodoba.
UsuńSama nie wiem, niby to nie moja bajka, ale zachęcająco opisujesz książkę. Szczególnie zainteresowało mnie: cięty język autora i ironiczne poczucie humoru.
OdpowiedzUsuńKojarzę ten tytuł i z chęcią bym go przeczytała.
OdpowiedzUsuńPolecam - jeżeli ma się ochotę na coś niezobowiązującego, chociaż bardziej dosadnego niż większość powieści z tego gatunku.
UsuńCzasem lubię sięgać po takie powieści.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńMocno mnie kusi, lubię dobry humor w książkach fantasy. Mocne sceny też są ok, ale najważniejsze by fabuła była wciągająca. Na pewno w swoim czasie będę chciała dać tej serii szansę. Zwłaszcza że dawno nie miałam okazji sięgnąć po dobrą fantastykę i trochę mi tego brakuje :)
OdpowiedzUsuńMijałam ją ostatnio w bibliotece, ale nie wzięłam ze sobą. Muszę koniecznie to nadrobić ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!