Moją znajomość z
twórczością Emmy Donoghue zaczęłam lata temu od „Ladacznicy”. Po lekturze tej powieści wiedziałam, że jeżeli znajdę
inne książki tej autorki to na pewno po nie sięgnę. Tak też się stało i jakiś
czas temu sięgnęłam po „Muzykę żab”,
której akcja toczy się latem 1876 oku w San Francisko nawiedzane przez falę
upałów i epidemię ospy.
W sypialni w jednym z
pensjonatów przy stacji kolejowej zostaje zastrzelona Jenny Bonnet, czego
świadkiem jest jej zupełnie bezradna przyjaciółka – Blanche Beunon, która ledwo
uszła z życiem. Kobieta, która przeżyła jest tancerką burleskową trudniącą się
również prostytucją. Do Kalifornii przyjechała razem ze swoim kochankiem i
alfonsem zarazem oraz jego najlepszym przyjacielem. Cała trójka żyje razem
jednak w pewnym momencie między nimi zaczęło układać się coraz gorzej. A to za
sprawą pojawienia się w ich życiu wspomnianej już Jenny – ekscentrycznej młodej
dziewczyny noszącej spodnie i jeżdżącej na bicyklu. Strzelanina, w której
zginęła wspomniana Jenny to początek
podróży, w którą Blanche zabiera czytelnika.
„Muzyka żab” to podobno
thriller posiadający wręcz filmową fabułę z paletą ballad i ludowych piosenek
mających przenieść czytelnika na drugi koniec świata. Autorka miała uchwycić
puls rozkwitającego amerykańskiego Zachodu, a krytycy ponoć przyjęli ten tytuł
entuzjastycznie.
I teraz tak…
Z całym szacunkiem dla
pani Emmy Donoghue, ale ta powieść zasiliła grono książek, przez które nie
zdołałam przebrnąć. Mimo tego, że „Muzyka żab” zawiera opowieść opartą na
faktach, to autorka uczyniła ją miałką i nudną. No niestety.
Lubię twórczość
Donoghue i poza „Ladacznicą” przeczytałam również „Cud”. Obie te powieści mi
się spodobały i pozwoliły mi na wyrobienie sobie zdania o tym co może mnie
czekać w przypadku „Muzyki żab”. Jednak tym razem zabrakło mi tej specyficznej
aury, którą potrafi stworzyć autorka. Ewidentnie coś mi nie grało i dobrnęłam
do połowy książki – co i tak jest dla mnie wyczynem. Fabuła mnie nudziła, a
jeżeli chodzi o akcję to miałam wrażenie, że niewiele posuwa się do przodu –
wręcz momentami stoi w miejscu. A szkoda, bo jeżeli historia zamknięta w „Muzyce
żab” zostałaby opowiedziana nieco inaczej mogłaby podbić moje serce.
Nie znoszę nudnych książek, czytając je mam wrażenie, ze tylko tracę czas i psuję wzrok niepotrzebnie, a przecież jest całe mnóstwo wspaniałych powieści :)
OdpowiedzUsuńTak samo nie lubię jak książki są nudne.Tak naprawdę to nic gorszego nie może być od nudnej książki.
OdpowiedzUsuń