Do tej pory Kuba kojarzyła mi się głównie z Fidelem Castro, cygarami i Raulem Pazem. Tak na prawdę nie przykładałam większej uwagi to tego co się tam dzieje, a tym bardziej nie przejmowałam się zbytnio kulturą i mentalnością ludzi mieszkających w tym kraju. Jednakże, kiedy dostałam możliwość przeczytania powieści pt. I nagle stało się wczoraj nie wahałam się ani chwili, ze względu na moje pozytywne zaskoczenie Raulem Pazem. I mimo to, że Boris Izaguirre nie jest z Kuby, to mimo wszystko postanowiłam sięgnąć po jego powieść ze względu na to, że podobno autor dobrze oddaje realia społeczeństw i kultury, o których pisze w swoich powieściach.
Akcja I nagle stało się wczoraj rozgrywa się pod koniec lat czterdziestych i w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Losy dwóch chłopców splatają się dzięki huraganowi, który nawiedził wyspę. Przed każdym z nich jest zarówno wiele wspólnych trudnych doświadczeń, jak również sporo wyzwań związanych z odnalezieniem się w czasach kubańskiej rewolucji. Jak się okazuje każdy z nich odegra własną rolę w powyższym wydarzeniu i w pewnym sensie obaj będą mieli wpływ na społeczeństwo - mimo to, że każdy na inny sposób. Óvalo będzie miał swoją rolę bezpośrednio w rewolucji politycznej, natomiast Efrain zawładnie kubańczykami poprzez swoją telenowelę.
Muszę przyznać, że powieść Borisa Izaguirre była dla mnie trudna w odbiorze nie tylko przez to, że dotyczy trudnych spraw, ale także przez nieco toporną (jak dla mnie) narrację. Jestem jedną z tych osób, które nie są w stanie znieść zbyt długich i zbędnych opisów, które autorowi niestety się zdarzały. To sprawiało, że miałam wrażenie, iż Boris Izaguirre na siłę chce zwiększyć objętość książki i dlatego wprowadzał pewne opisy, które moim zdaniem były zbędne. Jednak zrzucam to na karb naleciałości związanych z pisaniem przez niego scenariuszy telenowel, które jak wiemy potrafią się ciągnąć w nieskończoność.
Jednakże co sprawiło, że nie rzuciłam tej powieści w kąt mimo to, że te nieszczęsne opisy tak strasznie mnie uwierały?
Otóż generalnie bardzo mnie ciekawiło jak obaj bohaterowie będą radzić sobie z demonami, z dzieciństwa; czy ich przyjaźń przetrwa, a jeżeli jak to w jakiej formie? Czy będą chcieli wymierzyć sprawiedliwość? A może się zemszczą za dokonane im krzywdy?
Uważam, że rewolucja kubańska jest tylko tłem, a to co sprawiało, że nie odłożyłam tej książki to było oburzenie, wywołane wykorzystywaniem dzieci przez dorosłych, którzy powinni się nimi opiekować i je chronić.
Moim zdaniem w tym przypadku pisarz ukazał bolesną prawdę, która mówi o tym, że człowiek posiadający władzę może sprawić, iż ujdzie mu płazem coś takiego jak molestowanie tudzież wykorzystywanie seksualne dziecka. Wiele z tych dzieci, które wychowywały się razem z dwoma głównymi bohaterami już nigdy nie będzie miało okazji do tego by domagać się sprawiedliwości. Jednakże moim zdaniem autor pokazał, że czasem kara mimo, iż odroczona potrafi być nieunikniona i brutalna.
Dodatkowo Boris Izaguirre poprzez Efraina ukazuje nam, że człowiek próbując szukać zapomnienia w nałogach (nawet takich jak twórczość) niekoniecznie znajdzie pocieszenie, ucieczkę czy też ukojenie. Czasem coś co na początku niesie ulgę i zapomnienie oraz możliwość otwarcia ludziom oczu może jeszcze bardziej zniewalać i oślepiać niż pomóc.
Czasem pisaliście mi w komentarzach, że wolicie stresujące powieści - i tu jest stresująco. I nagle stało się wczoraj nie nie czyta się dla relaksu, bo w tej powieści trzeba domyślać się wielu rzeczy i czytać między wersami; poza tym ta historia dotyka rzeczy trudnych i wymaga od czytelnika niemalże ciągłego skupienia. W końcu to opowieść o miłości, zemście, przyjaźni i o tym, że od przeszłości nie da się uciec, a tym bardziej jej zapomnieć, ponieważ to ona kreuje naszą teraźniejszość i kształtuje nas jako ludzi.
Ta powieść była dla mnie trudną lekturą i mam wrażenie, że nie do końca do niej dojrzałam. Dlatego też zapewne za jakiś czas sięgnę po nią ponownie dlatego, żeby móc ją lepiej zrozumieć. Póki co mam wrażenie, że zbyt ambitnie wybrałam sobie lekturę - chociaż to ma swoje plusy, ponieważ uświadamia mi jak wiele muszę się jeszcze dowiedzieć. Ponad to powyższą książkę skończyłam czytać z takim przeświadczeniem, że powinnam wykazywać więcej zainteresowania poszerzaniem mojej ogólnej wiedzy o świecie...
A ma taki niewinny tytuł :) Myślę, że sięgnę kiedyś po tę książkę, gdyż przypomniałam mi reportaże Kapuścińskiego, które również do najłatwiejszych nie należą, a bardzo mi się podobały.
OdpowiedzUsuńCzasami trudne nie znaczy złe - wręcz przeciwnie. A ja przynajmniej od roku zabieram się za Kapuścińskiego. Z marnym skutkiem:/
UsuńJa wybrałam go sobie do prezentacji maturalnej, więc połączyłam obowiązek z przyjemnością i tak oto przeczytałam kilka jego książek, ale to wciąż za mało :)
UsuńWierzę - ja mam jeszcze tą przyjemność przed sobą:)
UsuńZazdroszczę :D Ja w tym roku postanowiłam tak dysponować czasem, żeby wystarczało go jeszcze na lektury, które z własnej woli chcę przeczytać :)
UsuńNo to w takim razie 3mam kciuki, żeby Ci się udało:)
UsuńPóki mnie na uczelni nie przycisną, to będzie okej :D
Usuńno no - najgorszy jest okres kolosów i egzaminów;p
UsuńZwłaszcza, gdy na jednego kolosa przypada z 10 książek ;)
Usuńnie zazdroszczę;p
Usuńja chyba miałam jakoś łatwiej;)
To mnie pocieszyłaś ;D
UsuńPierwszy rok był dla mnie bardzo trudny, więc teraz stwierdziłam, że skoro już jestem na drugim, to muszę dać radę :)
na pierwszym roku zawsze jest największy odsiew - później już tylko z górki;)
UsuńWiele osób poddawało się bez walki, ale ja się nie dałam i pokonałam nawet komisa :]
Usuńtaaa...student bez komisa to jak żołnierz bez karabinu:D
UsuńPamiętam własną kampanię wrześniową - zianie było...mimo stresu;)
Podobno :P Dlatego mogę czuć się jak prawdziwa studentka, która pokonała największą zmorę wydziału :D
UsuńJa do tej pory jak się widzę z ludźmi z uczelni wspominam naszą kampanię wrześniową:D
UsuńTo są najlepsze emocje :D
Usuńoj tak, chociaż z tego stresu wszystko braliśmy na zianie i to było najlepsze:D
UsuńGdy zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach nie byłam pewna o co niej sądzić. Gdyby wpadła mi jednak w łapki, dam jej szansę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
W sumie też miałam mieszane uczucia, ale po jej przeczytaniu stwierdzam, że mimo mankamentów warto było ją przeczytać:)
UsuńJa natomiast czuję, że nie dojrzałam jeszcze do "Imienia Róży" ...
OdpowiedzUsuńja też jeszcze nie dojrzałam do tej książki.
UsuńMiałam do niej jedno podejście, ale odłożyłam lekturę tej książki na później.
Zdobywanie wiedzy, to ciekawe zajęcie :)
OdpowiedzUsuńWybacz, że zwrócę Ci uwagę, ale w ciągu kilku zdań powtórzyłaś "Muszę przyznać", a to rzuca się w oczy :)
dzięki - nie zawsze zwracam uwagę na coś jak czytam tekst w kompie;p
UsuńJak wpadnie w moje ręcę to podejmę trud jej przeczytania :)
OdpowiedzUsuńPolecam:)
UsuńJa osobiście nie żałuję, że ją przeczytałam:)
Wiesz co, czytam "Raul Paz" i nagle jakoś tak zupełnie się rozkojarzam :D
OdpowiedzUsuńnie dziwię się na mnie też tak działa ten człowiek;)
Usuń